Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W starym piecu.djvu/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Co się tyczy Brombergowej — odezwał się Mahoński, nie wypieraj się i nie kłam, bywasz u niej i zasiadujesz się pod północ. Nie masz potrzeby tej pasyjki się wstydzić, bo kobiecina śliczna; co dziwniejsza, że ona ma do waćpana słabość!
Pampowski się oburzył.
— Co znowu! co znowu! — począł żywo. — Zkąd data? Jak to można lekkomyślnie tak wyrażać się o osobie.
— Przepraszam, nie lekkomyślnie — przerwał Mahoński, — to co mówię jest oparte na pewnej podstawie. Ja się znam na tem, kobiecina zajęła się nim formalnie, mogłem to poznać ze sposobu mówienia o nim.
Śmieli się inni, otaczając komornika, który prawie był gniewny.
— Proszę cię, Mahoński, proszę cię, czy się godzi takie żarty stroić ze mnie, kompromitując, słowo daję, osobę — osobę...
Mahoński zdawał się mieć w tem cel jakiś, bo bardzo uparcie i seryo stał przy swojem.
Młodzież poczęła winszować komornikowi i przepowiadać, że tym razem gotów skończyć na kobiercu.
— Ty wiesz, Olesiu — odezwał się Pampowski, do mówiącego — że w moich zasadach jest: nie żenić się chyba z panną.
— Miłość, mospanie, tej sztuki dokazuje, że się dla niej zasad wyrzeka!
Wieczorek w restauracyi poczęty tą sprzeczką, stał się później bardzo wesołym. Mahoński kazał podać szampana, postawił go parę butelek komornik, mówiono o pannach zamąż wychodzących i kwalifikujących się do stanu małżeńskiego. Rozwinął całą swą erudycyę w tym przedmiocie komornik... Gawędka, żarty, sprzeczki przeciągnęły się do północy.
Gdy Pampowski powrócił do mieszkania i rozpoczął wieczorne rozbieranie równie pracowite jak