Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W starym piecu.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ła wyjeżdżając, sprytna babuszka, że jednego pierścionka i jednego rubla nie zostawiła, nic, tylko na karteczce dla mnie — „praszczaj“ — (Bądź zdrów.)
Com odbolał tom odbolał, taka piękna kobieta — mówił dalej gość — ale żeby była dłużej posiedziała, nie stało by nas obojga. Kochała mnie a kłóciliśmy się nieraz tak, że do kułaków przychodziło — potem zgoda święta i dobrze. Już w końcu jam miarkował że ona ze mną nie wybędzie, bo jej na jednem miejscu usiedzieć było to samo co umierać! Dwa razy w jedną ulicę pojechać, już ziewała. Dawaj nowego, choć się zarznij. Otóż i dostała nowego.
Radzili mi ludzie gonić ich, odbierać, zabijać! Albom głupi! A mnie to na co? Jak ona mnie nie chce, co ja się mam rozbijać dla niej kiedym ją już znał i miał dosyta...
Komornik słuchał z pewnym rodzajem wstydu.
— I cóż się z nią stało? — szepnął z cicha.
— Nic. Słyszę jeszcze siedzą razem w Tyflisie, a on nawet nie chrześcianin, mahometańskiego wyznania. Tak samo, jak u mnie bywało, cisną się ludzie oglądać ją, bo taka piękna, jak i była, przyjdzie i na czerkiesa to, co na mnie, tylko on — i ją i przyjaciela ubije, bo u nich krew gorętsza...
Janie Klemensowiczu — dokończył Afanazy, ono to tak, jak się durzyć i kochać to bodaj w szalonej, ale jak żenić, sprawa inna, rozumnej trzeba szukać i spokojnej. Już jeżeli teraz owdowieję, a będę mógł sobie drugiej żonki szukać, wezmę taką, co płacze, a nie taką co się śmieje.
Strzepnął ręką Afanazy Piotrowicz. Zresztą, tyle tam naszego życia, trzeba wszystkiego spróbować i doświadczyć.
— Za zdrowie twoje i żony! — rzekł wychylając kieliszek podany wesoły człek — ot! Bogu chwała, żem ja jeszcze ciebie zobaczył, bom pokochał...
Wstał z krzesła patrząc na zegarek.
— Tyle tylko, żem miał czas zbiedz i was uściskać, bo zaraz muszę do Londynu machiny kupować i przyrządy do kolei. Bywaj zdrów...