Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W starym piecu.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nigdy nie było. Dla mnie, wstyd, i — słowo daję, choć uciekaj.
— Ja asindźce powiem — odezwał się Pampowski — najprostsza w świecie rzecz, sekretu robić nie będę, oznajmię że mam krewnę, siostrę cioteczną.
— Tak! a skłamawszy to się nie wyda? — odparła Maniusia, głową trzęsąc, już masz mówić jej... to powiedz prawdę. Ale z kimże i jak się masz żenić, nie było o tem mowy.
— Bom do wczorajszego dnia o mojem szczęściu nie wiedział — rzekł z zapałem naiwnym Pampowski — W rozmowie z jedną piękną panną, dyskursywe tak zgadało się coś, a ona mi powiada niemal wprost że poszłaby za mnie!
— A! to już, z pozwoleniem, wstydu nie ma! — zawołała Maniusia w ferworze, który ją nagle opanował. — I komornik z taką panną co mu się sama rzuca na szyję będziesz się miał odwagę żenić!
Ruszyła ramionami.
— Ale bo to nie tak było jak sobie asindzka imaginujesz — przerwał komornik.
— E! już jak ono tam było to było, a to mi się zdaje interes nieczysty!
Ruszyła ramioami i poczęła w okno patrzeć.
— Co już teraz o tem mówić — dodała — ale ja co innego dla komornika na myśli miałam, chociem się z tem nie wydawała. Jakby Karolka skończyła edukacyę, młoda, śliczna, a na komornika patrzy dobrem okiem, byś był dziewczynę jak malinę miał, czyste złoto... a jabym choć spokojna o jej los umarła!
Rozpłakała się Maniusia.
Pampowski był jak nieprzytomny.
— Ale jakże to mogło być! — krzyknął — kiedy ja się w asińdce kochałem?
— To co? to co? albo to grzech w tem był? — odparła Maniusia. — Żeś mnie w rękę całował, przecie dla tego Karolkę mogłeś wziąść, a ja...
Tu łzy jej mówić nie dały, Pampowski otarł czoło, robiło mu się zimno i gorąco. — Karolka! kurczątko