Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W starym piecu.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Komornik zagadnięty otwarcie, nie widział potrzeby wykłamywania się.
— Dalej nie wiem jeszcze co będzie — rzekł — alem wyleczony raz na zawsze z marzeń, które mojemu... wiekowi nie przystały. Nie jestem stary, ale na szaleństwa młodszym odemnie być trzeba.
— Wiesz ty co? — odezwał się Hortyński — nudno ci? prawda? nie masz co robić? Towarzystwo dawne złotej młodzieży, które cię dużo krwi, zdrowia i pieniędzy kosztowało, porzucisz, książek, tak jak ja, nie lubisz czytać, bo tam w nich bałamuctwa, co masz robić? Na taki stan ducha niema, powiadam ci kochany komorniku, jak jedno lekarstwo: siadaj grać wista. Trzy, cztery godziny gdy za stołem patrząc w karty wytrzymasz, odejdą ci marzenia, umysł się otrzeźwi, ozdrowiejesz, będziesz jak ja obojętnym na wszystkie życia koleje!... Daję ci radę przyjacielską, zdrową.
U mnie wist wieczorem codzień, przychodź, proszę, a po kilku miesiącach rany ci się pogoją i będziesz myślał tylko o zielonym stoliku.
Pampowski wziął to za żart.
— Seryo mówię — dodał Hortyński — sprobuj, po dwóch, trzech tygodniach, skutek niechybny.
Zaczął na niego nalegać, a choć komornik lękał się spotkać z panną Albiną, aby nie popaść w dawne błędy i znowu w jaką katastrofę, wytłumaczył sobie, że na pannę — z zasady patrzeć nie będzie i myśleć o niej również.
Powitano go w tym domu uprzejmie bardzo, panna Albina szczególniej, lecz z powagą i ze współczuciem, jak dla chorego. Mimowolnie zauważył komornik, że była bardzo zawsze ładną i że nie miał jeszcze tej obojętności i wstrętu do kobiet, o które się starał. Głos jej nierównie przyjemniejszy niż pani Henryki w uszach mu brzmiał harmonią jakąś nadzwyczaj sympatyczną.
— Dosyć że ja rozumu nigdy mieć nie będę! — mówił po cichu. Zarazem jednak czuł potrzebę brawo-