Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W starym piecu.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jeszcze. Zarazem jednak sumienny człek przypomniał sobie, iż była cudzą żoną i to go pohamowało.
Zostawała mu fotografia jej w aksamit oprawna, jako najdroższa pamiątka i tę schował do szafy, aby dziś już grzesznego uczucia nie podsycać.
Napróżno przez dni kilka dobijali się do niego przyjaciele, nie puszczano nikogo, dopiero Mahoński przemocą wpadł i znalazł go siedzącego w fotelu, zbladłego, bezsilnego, niepodobnego do siebie, bez zębów, bo tych już nawet nie wkładał, bez tupetu, z wyrazem jakby obłąkania na twarzy.
Myliłby się ktoby sądził, że pan Józef tak natarczywie dobijał się do przyjaciela aby mu przynieść pomoc, pociechę lub bodaj rozrywkę. Inne go tu sprowadzały rachuby. Domyślał się, miał pewne oznaki na to, że Pampowski otrzymał od Afanazego Piotrowicza zwrot pieniędzy, które od niego pożyczała Brombergowa, chciał korzystać z tego szczęśliwego składu okoliczności i zasilić się groszem, którego mu już nikt na lichwę nie chciał pożyczyć, a raz obrany życia tryb, nie dopuszczał się cofać i zmieniać — pod grozą zupełnej ruiny i wyrzeczenia się wszelkich nadziei w przyszłości.
Spojrzawszy na biednego komornika Mahoński stanął, przestraszony stanem jego, choć wcale do współczucia usposobionym nie był.
— Co u licha? chory jesteś? co ci jest? Hę? czyżby znowu ta głupia przygoda z tą warjatką miała cię tak obejść?
Komornik podniósł głowę, popatrzał nań, ręką zamachnął i nie odpowiadając, pogrążył się w zadumie, jakby Mahońskiego nie było, jakby go nie widział lub zapomniał o nim.
Pan Józef spodziewał się gniewu, wymówek, narzekań, ale takiej prostracyi rozpaczliwej, takiego moralnego zabójstwa nie przewidywał. Nie mieściło mu się w głowie jak człowiek rozsądny, podżyły, stateczny, mógł uledz ciosowi, który co najwięcej złość powinien obudzić.