Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W starym piecu.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

„Mój dobry, kochany komorniku, wybacz, daruj, nie mogłam ciebie nieszczęśliwym uczynić i sama zostać z tobą męczennicą. We dwa miesiące byłbyś ty mnie przeklinał, a ja ciebie. Żal mi cię było, człek jesteś dobry, ale o kochaniu pomyślałeś za późno. Młodym to niebardzo zdrowe, a staremu może być śmiertelne.
Wyperswadujże sobie, proszę i zapomnij o niewdzięcznicy. Ożenisz się z jaką panną spokojnego temperamentu, która choć cię będzie oszukiwała, to przynajmniej tak, że się nie dopatrzysz!
Słowo ci daję, że nie wiem, ile ja u ciebie pieniędzy pożyczyłam, bo u mnie ani rejestru, ani pamięci. Mój Afanazy zawinął w papier kilka tysięcy rubli, to sobie z nich odbierz co ci się należy.
Na prawdę i solitera bym ci powinna oddać, a nie mogę, bo ładny i lubię go. Co ci tam po nim. Jak na niego spojrzę, przypomnę dobrego człowieka i pośmieję się. Że tam tych dwóch młodszych poszalało za mną, nie ma dziwu, ale ty...
Nie martw że się, bo nie ma czem, Pan Bóg łaskaw od takiej żony cię zachował, która by ci kością w gardle stanęła... Żal mi cię i proszę żebyś ty do mnie żalu nie miał. Jak się wywzdychasz, przyjedź do nas, Afanazy Piotrowicz nie jest zazdrosny, a ja zawsze miłosierdzie mieć będę nad tobą. Bywaj tylko zdrów i nie przeklinaj.“

List żadnego nie zrobił wrażenia na komorniku, zabity raz, mógł już znieść wszelkie ciosy nie czując.
Przez trzy dni Pampowski nie wychodził z domu, miał najmocniejsze postanowienie zmienić tryb życia, wyrzec się projektów wszelkich i pamięć owej uroczej a płochej niewiasty zachować do grobu.
Był jeszcze tak rozmiłowany w niej, że wszystko aż do ostatniego listu jej przebaczył, był tak biedny, że gotów był puścić się w podróż aby ją tylko widzieć