Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W pocie czoła.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Podszedłszy bliżéj poznałem zdaleka widywaną w kościele panią Hryniecką z córką, która mogła naówczas miéć lat może piętnaście...
Miały one o miedzę od Zawrocia lichą bardzo wiosczynę, chatek pięć czy sześć odłużonych. Nie znałem ich wcale, alem od ludzi słyszał że wdowa Hryniecka była w wielkiem ubóstwie, ze dwojgiem dzieci, że sobie ledwie rady dać mogła z gospodarstwem — a chwalono ją jako bardzo zacną kobietę.
Sam ów wózek okazywał że téj co nim jechała nie bardzo się na świecie dobrze dziać musiało. Para koników w nim chudych, uprząż mizerna, woźnica po chłopsku odziany, w środku kilimek wytarty. Hryniecka w płócienkowéj sukni i chustce którą głowę miała okrytą, a córka jéj Filipina w kabaciku skromnym, lamentowały więcéj nad szkodą niż nad tém że piechotą iść do domu musiały...
Zbliżyłem się do nich, powiadając ktom był i oświadczając że im z Zawrocia koło każę dać, bom zobaczył że stare urwantami poprawiane na boku leżało.
Spojrzała na mnie z wdzięcznością panna Filipina, a jam téż ją jakby teraz po piérwszy raz w życiu zobaczył. Dziéweczka była jakby kwiatek, skromna, trwożliwa, choć z oczów jéj daleko więcéj męztwa patrzało niż było w obejściu się — ubożuchno ubrana, a mimo to zdało się że nic by ją lepiéj przybrać nie