Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W pocie czoła.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i nic nie odpowiadając. Była to, jakem późniéj się dowiedział Oxenia gospodyni na folwarku; niewiasta energiczna i mogąca zwycięzko walczyć nawet z parobkami, którzy nieustannie do niéj mieli pretensje.
Z kredensu za Oxenią, która obawiając się abym nie drapnął, mocno mnie za rękę ujęła i wlokła za sobą — dostałem się do wielkiej izby folwarcznéj, pełnéj dziewek, stajennych i gawiedzi wszelakiéj. Ta mi więcéj chatę przypominała. Ciekawi obstąpili mnie zaczepiając, śmiejąc się, popychając. Zaglądano mi w oczy. Niektórzy prorokowali żem się miał zpyszna mieć u Salomona.
Oxenia sama nie chciała się fatygować koło mnie i zdała na ręce dziewce bardzo wesołéj i złośliwéj, która w najokrutniejszy sposób obeszła się z szorowaniem mojéj twarzy i rąk. Śmiechu było wiele, jam płakał. Widać że Salomon wydać musiał rozkazy co do przyodziania mnie, gdy zaczęto znosić starą bieliznę i gałgany różne, ale wszystko było za duże. O butach których się spodziewałem, mowy dotąd nie było. W nagrodę za męczarnie dano mi miskę krupniku, którego ktoś nie dojadł i kawałek chleba. Ciężkie strapienie i wrażenie dnia tego nie popsuły mi apetytu; płakałem alem jadł. Ubrany w spodnie płócienne od dołu założone, w kurtkę zadługą z rękawami na wyrost, ostrzyżony przy saméj głowie w schodki, bo so-