Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W pocie czoła.djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W rok jakoś po ślubie spodziewaliśmy się błogosławieństwa bożego, ale na świat przyszedł chłopak, który tylko kilka godzin żył i odchorowała potém miesięcy parę. W domu już drugiego roku jeżeli dostatku nie było, tośmy i biedy nie doznawali. Z mojego handelku końmi zawsze świeży grosz napływał, choć niewielki, a w gospodarstwie rzecz to główna, aby człowiek bez żywca nigdy nie został. Nie masz gotówki, toś na łasce i jak sparaliżowany.
Pierwszych pięć lat, w których się nam córka Justysia narodziła, mogłem małe wszystkie dłużki pospłacać. Trzaskowski, że często potrzebował grosza, kapaniną swoją wierzytelność odbierał. Daléj Stoińskiegom spłacił i pokwitowanie od niego dostał jeneralne w początku roku siódmego gospodarstwa naszego.
Rubaszowa było nie poznać.
Zasadziłem sad, który mi się dobrze wiódł, młynek zacząłem budować; brzęczącéj monety było zawsze trochę. W stadzie miałem klaczy pięć, matek, a różnéj drużyny sztuk dwadzieścia kilka. Wstyd powiedzieć, bo to się z tego ludzie śmieją, ale to paskudztwo kłapouche tak się mnożyło, że często gęsto mając prosiaka pieczonego na stole, sprzedawaliśmy chudźce i tuczone wieprze i lochy — ale to już było gospodarstwo bardziéj jéjmościne niż moje.