Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W pocie czoła.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ażeby mi tę ulgę uczynił, iżbym mu się choć co kolwiek z zaległości wypłacił.
Pierwszy to był sukces mój, o którym pannie Filipinie z tryumfem doniosłem, a z wziętych gotówką pieniędzy pierwsza rzecz, nabożeństwo solenne za duszę pana Aleksandra zamówiłem.
Zima była ciężka, a u mnie gumna i sąsieki próżne, ratowałem się jak mogłem obchodząc jak najmniejszém. Często zacierką się dzień cały żyło, grzaném piwem, trochą mleka, bo na mięso nie stać było. Jeszczem Bogu dziękował gdy na chleb czarny mąki dostałem i słoniny choć staréj.
Są ludzie pewnie, którzy bez delicji i przysmaków wyżyć by nie mogli, ale jak w istocie mało człowiekowi potrzeba ten tylko wie, kto przez biedę przeszedł.
Sam nie wiem jaka siła mnie trzymała, ale to pewna żem się krzepkim czuł, żem nawet od niedostatku nie cierpiał — a siły nie ubywały. Starego ogromnego konia udało mi się pozbyć i drugiego nabyć który wzrostem do gniadego przychodził a i naturą wałowitą. O trzecim choć go była pilna potrzeba, na teraz myśleć nie mogłem.
Wiosenny zasiew, na który ziarna nie było, największą czynił troskę, ale Stoiński mi owsa i jęczmienia pożyczył, z grochem się ofiarował Kulbaka. Nie