Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W pocie czoła.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Acindziéj mi do serca przemówiłeś, bez furfanterji żadnéj. Otóż w obec téj świeżéj mogiły (wskazał na cmentarz) oświadczam panu... że ja mu będę powolnym.
Milczący Trzaskowski zarumienił się mocno i zabełkotał:
— Kiedy pan Cześnikiewicz jest téj intencyi — i ja nie od tego. Ja téż tam coś mam, ale mi nie będzie pilno...
Nie wiedziałem jak im dziękować.
Stoiński biorąc mnie gorąco w opiekę, poprowadził z sobą do dworu, który w środku wsi się znajdował. Wyraźnie mi się szczęściło, bo i jejmość łaskawie mnie przyjęła.
Tu musiałem po troszę z życia mojego coś opowiedzieć, nie kłamiąc żem biedy zaznał dużo. O tém tylko milczałem, iż Pokrzywką byłem nie Pokrzywnickim, gdyż nieboszczyk mnie w testamencie adoptował, i do herbu swego przyjął.
Gdym o Podstolicu wspomniał, pani Stoińska podchwyciła, że matkę jego znała i rozwiodła się o nieszczęśliwym losie jéj, który skąpiec jéj zatruł... Okazało się, że w sąsiedztwie i Hrynieckę znała, ale o téj z przekąsem jakoś mówiła...
Stoiński sam był prawy, starego autoramentu szlachcic, któremu uczucia i fantazja we wszystkiém przewodniczyły. Raz jakoś mi się udało przemówić