Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W pocie czoła.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Czy ty o tém wiesz czy nie wiesz — zakończył — ale ty jesteś krew nasza. Nawet w rysach coś jest. Gabrjelowi się zmarło w wielkiéj biedzie... musisz być po nim...
Machnął ręką.
— Innyby tego dla mnie nie zrobił, bo ci juryści skórę by z człowieka zdarli...
— Słuchajże — ztąd do Rubaszowa mil nie więcéj siedmiu na Piaski.... jakby ci się okazja trafiła... bądź mi gościem.
Chuda fara u mnie, ale serce poczciwe. Żonisko choć chore, ale to heroina nie kobieta! to wzór niewiast po wieki wieków!
Zaproszony tak uprzejmie do Rubaszowa, nie myślałem ani mogłem korzystać z tego. Potrzeba było szukać sobie jakiegoś chleba kawałka, a nic się na horyzoncie moim nie prezentowało. Jedna to twarzyczka Filipinki dodawała mi otuchy i jakiejś nadziei. Choćby nie nademną, Pan Bóg się był powinien zlitować nad poczciwą sierotą.
Szło mi jak z kamienia.
O tym czasie właśnie agitował się sejm ów czteroletni, wielkiéj pamięci, czasy się zmieniały, pieniactwo ustawało, procesów było mniéj coraz, roboty ciężko dostać... Miałem już napytanego posła, który ochotę żywiąc wielką występowania jako orator, szukał sobie