Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ulana.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A Pauluk ozwał się:
— Jutro, żeby się pan nie dowiedział, powiemy, że z drabiny spadła, włażąc na dach.
A Lewko mruczał.
— Lepiéj ja ją sam oćwiczę, bo ja ojciec, a mnie pan za to nic nie zrobi. Wam Oxeniu, jeśli skóra na grzbiecie nie świerzbi, nie tykajcie jéj sam, bo czort baby nie upilnuje; pan się dowié i będzie źle.
Ale Oxen nie słuchał i szedł ku drzwiom, a drudzy za nim; tylko stary ojciec jeszcze go ciągnął za rękaw.
— Postój, Oxen, postój, pogadajmyno jeszcze; nie śpiesz się, kij nie uciecze i żonka doczeka się swego: odłóż na jutro.
— Nie wytrzymam.
— Siadajno jeszcze, ot tu, siadaj-bo. — Panie arendarzu, dajcie jeszcze kwartę na mnie.
Oxen na wspomnienie kwarty obrócił się i siadł, a reszta także od drzwi odeszła. Tymczasem z alkierza z zakasanemi po łokieć rękawami, wyszła żydówka ocierając czoło fartu-