Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ulana.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Prokopa oddali w rekruty.
— A Naścia była gospodynią u ekonoma, a dzieci zostały sierotami na wieki.
— A cóż? prawda. Ale Ulana nie taka, o! nie taka! i pan także.
— Pan! o! to gorzéj ekonoma. Cóż jemu zrobić? co jemu powiedziéć! Trzeba cierpiéć, bo i uciec nie można, i na dnie w piekle teraz znajdą, a potém rekruty, albo nędza gotowa: przepadły dzieciska!
— Ale kiedy tego nie ma, a Ulanie to nie w głowie; tobie staremu śni się.
— Daj Boże, daj Boże. — Do was, kumie.
— Do was. Dobrego zdrowia.
— Dobrego zdrowia.
— Na zdrowie wam.
— Na zdrowie.
A potém już podchmieleni starzy, zaczęli długo swoję nędzę i utrapienia swego stanu wywodzić, aż na stole posnęli. Ale gdy się Lewko przedrzémawszy obudził, przyszło mu wszystko na myśl; potrząsnął za rękę starego