Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ulana.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— I nie lubisz kiedy cię kto pokocha?
— Na co się to zdało! I jeszcze mąż bije za to! A gdyby i nie bił, co to ich za kochanie!
Na ten wykrzyknik zcicha, dziwnym jakimś głosem, z westchnieniem wyrzeczony, zadrzał p. Tadeusz i oczy na nią zwrócił.
— Jakto? a jakież inne wiész kochanie?
— O! wiem — odpowiedziała spuszczając oczy kobiéta — słyszałam o niém będąc we dworze; nieraz słyszałam jak mówili i widziałam jak kochali po pańsku! O! to, to nie tak jak dworacy i my! Tamto pańskie kochanie bardzo jakieś piękne, trochę smutne, a choć smutne to miłe. I kończy się, mówią, zawsze niewesoło. Tak ludzie mi we dworze powiadali.
— Prawda, prawda, to co innego; nie wasze, nie chłopskie zaloty Ulano — odrzekł Tadeusz — ale u was na wsi, kiedy mąż wybije, matka połaje, kobiéta zapłacze, a chłopiec się upije, to i po wszystkiém. Tam na tém nie koniec: za tém pańskiém kochaniem idzie choroba, i śmierć często idzie.
Kobiéta nic nie powiedziała, ale kryjąc jakieś uczucie widoczne na twarzy, czy westch-