Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ulana.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A jeźli ona w domu, a ty do niéj wejdziesz, wszyscy o tém będą wiedzieli; ją mąż obije, choćby nie było za co. A tobie będzież ci z tém lepiéj? swobodniéj, weseléj? Pomoże ci to?
— Wstąpim napić się wody — powiedział drugi ja pocichu. — Cóż w tém doprawdy złego? Nawet bardzo mi się pić chce, tak gorąco!
Już stał przy nizkich drzwiach chaty, poruszył skoblem — wszedł.
A szyderca zaśmiał się sowim głosem i zawołał:
— O! ślicznie! prześlicznie! wybornie! idźże prędzéj po zawód nowy i nowe cierpienie.
Ulana była w domu, stała w sieni około drobiu coś robiąc. Postrzegłszy pana, zaczerwieniła się, pobladła i osłupiała z podziwienia i przestrachu.
Trzeba albowiem wiedzieć, że Tadeusz nigdy po wsi nie chodził, nigdy w chatach nie bywał. Biédna kobiéta to zrozumiała wszystko, zadrżała i milcząc czekała co jéj powié.
— Dajcie mi wody Ulano — rzekł zcicha Tadeusz przestępując próg.