Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ulana.djvu/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

my, a oczy łez pełne, co mimowolnie, niepostrzeżone wylewały się z powiek i płynęły po twarzy.
Gdy wszedł, zadrżała, ale się uśmiechnęła.
— A co? on pojechał! — zawołała.
— Nie — stanowczo odpowiedział Tadeusz — jeszcze nie, ale jedzie i ja z nim.
Osłupiała.
— A ja? — spytała załamując ręce i podnosząc głowę.
— Ty zostajesz tutaj: ja prędko powrócę — bełkotał zbliżając się do niéj Tadeusz — Zostawiam cię tu panią w domu; rozkażę, żeby ci wszyscy byli posłuszni, i prędko, prędko powrócę! — dodał zbierając się na odwagę.
Ulana zakryła oczy rękoma, spuściła głowę i płacząc odezwała się:
— O! jak chcecie! Ja mogę wrócić... wrócić do chaty!
— Ale ja tego nie chcę. Cóżto ci się stało? — zawołał Tadeusz — ja powrócę prędko, za tydzień!
— Za tydzień! I to prędko? — spytała.