Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ulana.djvu/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czuje tylko ciężar jego i zaduchę. Często ciężéj potém oddychać więźniowi, bo widział drugie piersi, wysilające się na tchnienie; poznaje, że mu tu duszno: chce wyjść i wychyla głowę za żelazne kraty.
Tak właśnie było z Tadeuszem. On się oswoił ze swojém położeniem i nie czuł jego nieprzyzwoitości, ciężaru, sromoty. August dopiéro oczy mu otwierać zaczął. Tadeusz uczuł wstyd, niepokój, podwajający się smutek, do którego już był usposobiony.
Ale powróćmy do nich. Oto stają na ganku domu: Ulana oknem niespokojna wygląda. Piérwszyto gość w Jeziorze za jéj czasów; ona nie wié co począć z sobą. Przywykła wybiegać naprzeciw Tadeusza, nie odstępować go krokiem, służyć mu; teraz wstrzymana wstydem, co się odezwał w sercu, wkleiła twarz w okno i patrzy niespokojna. Chciałaby pobiedz do niego i nie śmie; i ciężko jéj, niespokojnie, i tego gościa przeklina: radaby go się pozbyć, lęka się go, przeczuwając, że obcy nic dla niéj dobrego przynieść nie może.