Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ulana.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lepiéj, że jest taką jaką wyrosła dziko nad brzegiem tego jeziora, pod temi czarnemi bory. Jest szczerą, jest sobą; na tamtym świecie poświęceń i szczerości nie pytaj! Tamte gonią za mężem, za swobodą, za oklaskami: nic nie czują, prócz miłości siebie. Królowe, którym się zdaje, że dla nich cały świat stworzony, z sercami pustemi a płomienną głową, wszystkich poświęceń żądają, do żadnego nie są gotowe. Kobiétę także, jak całą naszę społeczność odrodzić potrzeba, zaszczepić uczucie, którego się pozbyła chłodzącém wychowaniem tylu wieków. Dziś ona handlarką swych wdzięków, kupcem, spekulantem, rozpustnicą, ale w niéj serca już nie ma, bo je za młodu obcinają jako organ przyszłości szkodliwy... U ludu tylko serce i uczucie!!
Tak myślał Tadeusz, bo z wspomnieniem Ulany, pomieszało się przypomnienie przygody owéj dawnéj: zaszło serce jego resztą żółci wzburzonéj, a dotąd nie przetrawionéj jeszcze.
— Trzebaż było — rzekł w końcu — abym trafił tak nieszczęśliwie na własną poddankę, na niewolną. Niepojęta jakaś ściga mnie fatalność. Albożem jéj szukał? — Ale poco narzekać?