Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ulana.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dobrze tobie gadać — odpowiedział Oxen — a ja jak wspomnę na to, to mi się aż krew gotuje.
— Takto zawsze z początku, jak ten powiadał — rzekł stary obojętnie. — Chcesz pokoju, to zapomnij o tém. Niechaj ona sobie robi co chce; jak się sprzeciwisz, ja tobie mówię, będzie źle.
W téj chwili dał się słyszéć z ulicy głos wójta, wywołujący do pańszczyzny. Oxen wybiegł przed chatę.
— Dobry deń, panie wójcie.
— Dobry dzień. Jedźcie do Łucka.
— Ale ja wczoraj powrócił.
— Tak przykazali.
— To niech choć stary w domu zostanie.
— Oj nie! Oxen stary do ciesiełki, Pryśka do plewidła, Pauluk do oranki z wołami, a ty z końmi pod żołnierzy.
— Oni nas zamęczą — rzekł Oxen ponuro, i wszedł do chaty.
— Albom ci ja nie mówił — mruczał stary. — Ot milczałbyś toby lepiéj było, a jak ty bę-