Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Trapezologjon.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nie obrażaj się mój kochany Nieklaszewiez przerwał pan Henryk, który fircyka do siebie wziąć nie chciał, i zrzucał go na towarzysza.
— Chcemy się z twej historji nauczyć czegoś, dodał, nie próżna to zabawka...
— Bałamucisz asindziej, rzekł duch, bałamucisz... Kto się z cudzego doświadczenia nauczył, choćby na gorące dmuchać? potrzeba się sparzyć, to dopiero uczy! a co się tycze życia mego, ab uno disce omnes wszak wam tam już jeden coś plótł!
— Łacinnik szepnął podkomorzy, człek starego etatu, głupstw gadać nie będzie — chwała Bogu! I zbliżył się do stolika.
Chwilę milczenie trwało.
— Jeszczem się nie wysapał po męczącem życiu, jeszczem nieodespał nocy przehulanych, a ci ichmoście każą mi się bawić jakby sobie chrząszcza złapali na szpilkę? A chcecie wiedzieć ktom był? No to powiem! Za to siedzę w stołowej nodze, żem życie zjadł w kaszy, zrozumiałej mówiąc, caluteńkie prześwistał, wierszem, prozą, dowcipem, rozpustą, i umarł przed czasem.
— Henryku! rzekł schylając się podkomorzy do ucha synowi, gotów przy Celsi głupstwa jakie prawić, możemy mu dać pokój.
— Celsia uda, że nie rozumie, odparł uparty magnetyzer równie cicho, a to się obiecuje coś ciekawego.
Duch ziewnął po raz trzeci...
— Trzeba wam wydzwonić życie moje! No! no! słuchajcie, widzę, że się wam nie wykupię niczem... Jakem się urodził, wiecie, jakem do szkół poszedł domyślić się łatwo, ale nie myślcie, żeby mnie pod bizun księży i ich łacinę oddano... od pieluch zamalowano mi gębę francuzczyzną, bom miał nadzieję przez stryja ciotki nieboszczyka dziada, zostać przyjęty za pazia na dwór króla Stanisława... Byłem młody, ładny, szlachcic, i dowcipny, mógłem pójść daleko... za-