Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Trapezologjon.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kapitaliku... pójdziesz o żebraninie dożywać dni twoich... Dobrze ci tak dudku! dobrze! A potrzeba ci było wdawać się z panami dlatego, że u nich sztuka mięsa smaczniejsza i sos na buljonie! Dobrze ci tak! było rolę uprawiać, było pracować, nie było dworaczyć.
Zdaje mi się że tej części opowiedzi nikt nie słuchał, zamęt był wielki, gdyż proroctwa wywołane przez pana Henryka i spowiedź ducha Nieklaszewicza, oburzyły całą rodzinę. Nie wiem coby tam było, gdybym ja obcy nie stanął na przeszkodzie szczeremu wynurzeniu się podkomorzego.... Szeptano, przechadzano się, czyniono sobie wymówki, ale moja przytomność krępowała im usta, nareszcie postrzegłem że byłem zanadto, i po bardzo krótkiem pożegnaniu choć wieczór był późny, a księżyc po północy dopiero wschodził, nie wstrzymywany nawet dla ceremonji, wyśliznąłem się do sieni; wrzawę ogromną słysząc zaraz za sobą wybuchającą z pokoju.
Ogromny hajduk który był tak grzeczny, że mi płaszcz podawał, uśmiechał się szydersko.
— Panowie się nabawili, rzekł przyjmując maleńki odemnie podarunek, z tym stołem.... gotowi myśleć że doprawdy stół gadał.,.. Ha! ha! a to ten niezdara Nieklaszewicz, to on tak jakoś skroś brzuch gada, czy co, on już tu nieraz nastraszył dobrze kuchcików i dziewczęta w praczkarni....
Spojrzałem na służącego, który się uśmiechał ciągle.
— Toć panowieby wiedzieli o tem, odpowiedziałem.
— A! panowie nasi.... oni proszę pana o niczem nie wiedzą.... a ten Nieklaszewicz....
Nie chcąc plotek słuchać, rzuciłem się do powozu i konie ruszyły na drogę, z której musiałem do Monplaisir się zawrócić....
Wieczór był jak zwykle po burzy: chłodny, wilgotny, pełen wonności unoszących się w powietrzu, tęskny, i śliczny w swej szarej szacie od zachodu złocistemi poobszywanej pasami.... Wioska odzywała się swych głosów tysiącem zmięszanych w jeden chór wielki, w powietrzną pieśń stworzenia.