Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Syn marnotrawny.djvu/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— E! to się rozumie! tylko ja to sobie myślę, komu tu już na świecie wierzyć! — rzekł Pusterski.
Wojewodzic go klasnął po ramieniu, aż się ugiął, zaświstał.... poszli daléj.
Pepita wróciła do wuja, pomimo całéj mocy nad sobą, nie mogąc po widzeniu się z wojewodzicem ochłonąć jeszcze. Znalazła go innym niż chciała. Było w nim, jakby dwu ludzi: jeden, który jéj był nad wyraz wszelki miłym i drogim, ten, którego widziała raz pierwszy, wpół umarłym i jakiś drugi, który ją przerażał i niemal się stał wstrętnym. Z tych dwu, który miał zwyciężyć? który był prawdziwym, a który kłamliwym? pytała sama siebie i odpowiedziéć nie mogła.
Gdy po chwilce spoczynku w swoim pokoiku, po staranném przejrzeniu się w lusterku, wyszła Pepita do wieczerzy, doktor nawykły czytać w jéj twarzyczce, znalazł na niéj ślady przejścia jakiegoś gwałtownego wzruszenia, choć się starała być spokojną.
— Ta twoja przyjaciółka Strańska — odezwał się popatrzywszy na siostrzenicę — choć niby kobiecisko dobre, ale koniec końców, ona ci musi nie wiedziéć czém głowę zawracać, bo to taka święta prawda, co mówi nasza poczciwa mądrość narodowa: Le donne son sante in chiesa, angele in strada, diavolo in casa, civelle alta finestra, e gazze alla porta (kobiety są w kościele święte, na ulicy anioły, w domu szatany, w oknie sowy, a na progu sroczki).
Machnął ręką.
— Ile razy wracasz od Strańskiéj, zawsze masz trochę gorączki.
— Ja! co to się wujowi przewiduje!
— Doktorowi się nie może przewidywać. Albo się nadto męczysz z jéj swawolną Helusią, albo ci ona androny prawi!
— Czyż mi się już zabawić nie godzi? — szepnęła Pepita.
— A! dziecko moje? baw się pókiś młoda — zawołał doktor — baw się, szaléj, byle po dziecinnemu, i lepiéj z Helusią niż z jéj matką. Strańska poczciwa kobiéta, ma gazza (ale sroka) nietylko we drzwiach, ale i za drzwiami. Może ci głupstwami głowę nabiła...
Spojrzał na rumieniącą się i pożałowawszy wnet surowości swéj i podejrzeń, ucałował odwracając rozmowę.
Dziwna przenikliwość wuja smutkiem oblała twarz Pepity, ulękła się tych oczów, które jéj aż do głębi duszy zaglądały.