Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Syn marnotrawny.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Tylko na to jednéj rzeczy potrzeba — dodała — na co nieraz oczy moje patrzały. Żadnemu nie wierzyć, a choćby się go kochało, nigdy mu tego nie pokazywać!
Pepita słuchała. Nagle Strańska się obejrzawszy dokoła, przysiadła ku niéj.
— Serce moje, przyznaj ty się mnie, jak mamę kocham, nie wydam z sekretu; prawda, że tobie po główce chodzi ten śliczny chłopak coś to mu życie ocaliła?
Pepita się zarumieniła okrutnie i chciała zaprzeczyć.
— Już ty mi tego nie mów, ja się na tém znam; ty jak o nim wspomnisz, inaczéj ci oczy pobłyskują. A ja ci tylko powiem, że ja czuję, przeczuwam, jak mamę kocham, że ten wojewodzic za tobą szaleje.
Uśmiechnęła się figlarnie bardzo. Pepicie słów zabrakło, była pomieszana niezmiernie. Aby zrozumiéć co nastąpiło, trzeba wiedziéć, że poufne rozmowy ścisłą i serdeczną przyjaźnią połączyły panią Strańską z Pepitą. Umiała ją sobie pozyskać. Miała całe jéj zaufanie: była pewną że dziewczę prawdę jéj powié.
W chwili jednak gdy to wyznanie miało się wyrwać z ust włoszki, zawstydziła się, sił jéj niestało, główkę ukryła w dłoniach.
— Ale czego się to wstydzić! czego? przedemną, przyjaciołką, co ciebie kocha nad życie: taić! To jest rzecz naturalna, że wy się kochacie, bo wyście dla siebie stworzeni.
Pepita się przelękła.
— A zkądże ty, Balbisiu, nieznając go, sądzić o tém możesz?
— No... tak... widzisz... przeczuwam — rzekła Strańska tajemniczo — a może ja coś i wiem, może ja, może ja go kiedy widziałam...
Dziewczę się zerwało i padło jéj na szyję z takim porywem gwałtownym, że wdowa aż się nieco zmieszała z kolei.
— Balbisiu! — zawołała Pepita odstępując nieco od niéj — nie budź we mnie téj miłości, któréj ja się sama boję. O! obraz tego człowieka, gdy tam leżał, a! jaki on był piękny... a ten pocałunek na mojém czole, za który się gniewam... pali mnie dotąd. On mi się śni... ty.....
I nie mogła dokończyć. Strańska poczęła ją tulić i ściskać.
— Ale to taka miłość niebaczna — dodała ciszéj Pepita — która musi marnie w mém sercu zginąć, wyjadłszy mi je. Wuj go niecier-