Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Syn marnotrawny.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— No, ale któż pan jesteś? — zapytał Mellini — boć przecie słuszna rzecz....
A! słuszna! bardzo słuszna! — śmiejąc się ciągle mówił ranny. Ale się rozczarujesz, mój łaskawco; nazywam się Wicek Szarzak, jestem synem leśniczego z Końskiéj Woli. I po wszystkiém!
Dokończywszy, śmiać się zaczął mocno, ale go rany zabolały i syknął. Spojrzał na doktora, który ruszył ramionami.
— Słowo ci daję, mój dobroczyńco i salwatorze, jak mnie widzisz, tak mnie pisz. Golissimus, biédota, tylko tyle, że humor doskonały.
A kiedy myślicie wypuścić mnie znowu na zieloną paszę? — dodał.
Doktor poruszył głową, nie dając odpowiedzi.
— Bo, widzicie — ciągnął daléj ranny — muszę rachunek mój dokończyć z tą plugawą gawiedzią... Te plebejusze bestye, to ani pić ani bić nie umieją.... Wystaw sobie doktorze, sześciu takich drabów! żeby to było co poczciwego, byłbym dziś na nosiłkach. Teraz ja im muszę po osobno każdemu dać pro memoria.
— Bądź-no pan spokojnym i nie wiele mów! — rzekł doktor.
— Ale, nie obawiaj się o mnie — odparł ranny — mnie licho nie weźmie, właśnie dlatego, żeby to może komu było na rękę. Gdybym był na świecie potrzebny, a! to co innego; wtedy, bym się śpilką ukłuł i byłoby po mnie: a tak, ani pałką nie dobije!
Mellini wpatrywał sie w niego bacznie, a badawczy wzrok nie podobał się rannemu. Poprawił bandaż na głowie niecierpliwie.
— Co się to asan dobrodziéj tak wpatrujesz we mnie, hę! Może znajdujesz, że na syna leśniczego z Końskiéj Woli zanadto przyzwoicie wyglądam. Ale kto to może wiedziéć, czy tam nie zaszła jaka falsyfikacya?
Podparł się na stoliku i gorzko się śmiać począł.
— Dosyć żem Wicek Szarzak i basta! — dodał po chwili.
Mellini, słuchając go, z każdego słowa czytał, że miał z kim innym do czynienia.
— Możesz waćpan być i synem leśniczego i kim chcesz — odezwał się — a zawsze nie ciekawie się spisałeś wdając w burdę karczemną.
— A! za pozwoleniem — ironicznie przerwał ranny. — Co winiarnia, to nie szynk!
Palestranci, prawda, szuja, ale rodowita szlachta! Ba! ba...