Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Syn marnotrawny.djvu/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dobrocią: nie uczynił wymówki, przycisnął do piersi, przebaczył, pobłogosławił.
Nastąpiły zapytania nieskończone o zdrowie wojewodzica, o jego usposobieniu, czy przyrzekł małżeństwo i kiedy ono nastąpić miało.
— Ja powróciłam robić wyprawę — mówiła Pepi — bo rozumiesz to, że idąc za takiego pana, muszę mieć paradną! a! bardzo paradną! Wujaszek daje pieniędzy ile zechcę a sam mi to powiedział. A! ten wujaszek, jam go nigdy sobie takim nie wyobrażała, ja go nie znałam!
Mówiono o wyprawie razem i o kochanku, jak ją przyjął wojewodzic, jak się mu rzuciła na piersi, jak krew mu z ran płynęła, jak oczy łez miał pełne, a potém jak się żegnali, i kiedy miał przybyć niezawodnie, aby rekonwalescencyą tu przy niéj przesiedzieć. Pepi utrzymywała, że wojewodzic był do niepoznania zmieniony, łagodny, i rozkochany więcéj jeszcze.
Jasna przyszłość otwierała się przed oczyma pięknéj Pepi, która ledwie nie dziękowała Opatrzności iż się tak wszystko dziwnie a szczęśliwie dla niéj składało. Dwie przyjaciółki nagadać się z sobą nie mogły, nacieszyć sobą, a te miejsca tak pamiętne dla Pepi we dworku, obudzały wspomnienia i powiększały jeszcze jéj miłość dla nieobecnego... Strańska pod wrażeniem téj historyi, prawie do wiary niepodobnéj, stała milcząca i słuchała szczebiotania Pepi. Ta z godzinę posiedziawszy pobiegła do wuja.
Wdowa gotową była skład osobliwy okoliczności przypisywać swojemu nabożeństwu na tę intencyą z nowenną odprawionemu.
Nazajutrz wracając z miasta wstąpił do niéj doktor Mellini, uderzyło ją że stary przyjaciel wcale tak szczęśliwym się nie wydawał z tego wszystkiego jak rozkochana Pepi. Nie wygadywał się bardzo, wzdychał, uśmiechał ironicznie.
Wdowa mu winszowała.
— Winszować nie ma czego — odpowiedział. Gdybym miał do wyboru, wolałbym ją był wydać za poczciwego felczera niż za potłuczonego wojewodzica; ale sobie wybrała: trudno... My głupi starzy wyobrażamy sobie że młodą dziewczynę możemy dopilnować! Ja miałem téż tę illuzyą. Chwała Bogu, drugiéj do strzeżenia nie mam: rzecz skończona.
Strańska, niezapominająca o własnym interesie, napomknęła o tém, jak doktor, po wyjściu siostrzenicy za mąż, zostanie osamotniony.