Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Syn marnotrawny.djvu/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Waćpan mi nie wierzysz! tak! to rzecz monstrualna! pojmuję, ale tak było!
Wojewodzina nie zaprzeczała, stała drżąca od gniewu.
— Nie wchodzę w tę materyą tak delikatną, że ona do obcych uszu przystępu miéć nie powinna — odezwał się chłodno — tymczasem możecie panie być spokojne, serce jego zwróciło się gdzieindziéj. Szał czy uniesienie chwilowe przebaczyć mu należy, niéma zresztą potrzeby, aby tu przebywał i mieszkał, niech tylko ustanie skandal. Idzie mi o to zarówno dla niego, jak dla pani; nadewszystko dla starego chorego, mojego przyjaciela, który to rozłączenie ze swym pierworodnym, życiem przypłacić może.
Zwrócił się ku wojewodzinie.
— Gdy jego noga próg tego domu przestąpi — odezwała się — ja wyjdę ztąd nazawsze.
— A!... ręczę! — dodała gwałtownie starościna — że stary, waćpana przyjaciel, który bez syna żył, bez żony jutro umrze.
— Ta zgoda jest w interesie pani wojewodzinéj — rzekł jakby nie słuchając generał. — Powtarzam, mówię w sprawie waszego domu, czci jego i reputacyi.
— Proszęż znów tak się nami nie opiekować — wyrwała się starościna — ja jestem matką, mnie chodzi o opinią dziecka. Waćpan nie znasz tego, za którym przemawiasz!
— To żmija! to padalec! — przebąknęła wojewodzina trzęsąc się. — Na żadną zgodę ja nie pozwalam. Wojewoda raz się go wyrzekł, nie jest mu synem.... Proszę nie wznawiać rzeczy skończonéj.
Mokronoski z góry począł patrzéć na dwie kobiéty zburzone, miotające się, ciskające nań wejrzeniami, pełnémi nienawiści. Nie było już tu nic do zrobienia, westchnął i kapelusz wziąwszy do ręki, do wyjścia się zabierał.
Wojewodzina, choć go odprawiła tak stanowczą odmową, widząc stoicyzm, z jakim ją zniósł, uczuła się niespokojną. Wojewoda już się im kłaniał chłodno, nie mówiąc słowa, gdy nieco ochłonąwszy, zostawiając matkę za sobą, zastąpiła mu drogę i poczęła go przeprowadzać, już zmierzającego do wyjścia.
— Proszę się nie dziwić mojemu uniesieniu — rzekła trochę spokojniéj. Umiem uszanować szlachetne pobudki, które pana do tego kroku skłoniły, ale po tém co zaszło między mną a tym człowiekiem