Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stary sługa tom II.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— O! wieleś mi powiedział tem jednem słowem Bolku... ale pomyśl, pomyśl, zapuść się w głąb serca, czy ją tak kochasz, że to wielkie przywiązanie wszystko ci w życiu opłaci?
— A! wszystko!
— Bolku! pomyśl!
— Mamo! ty nie wiesz, ty się jeszcze nie domyślasz mojego do niej przywiązania; ja ją kocham myślą całą, sercem, kocham duszą, kocham wszystkiem życiem mojem... jest to urzeczywistniony ideał mój, jest to moje szczęście jedyne...
— Na Boga, nie puszczaj cugli uczuciu ani wyrazom, bo ucierpisz, drogi Bolku; ucierpisz okropnie... oni cię nie mogą przyjąć, oni cię nie przyjmą.
Bolek zamilkł i podparł głowę na dłoni.
— Któż wie! ona mnie kocha!
— Możesz się uwodzić... Kto zna serce płochego, młodego dziewczęcia?
— Mamo, ona nie płocha.
— Zresztą, ona cię kochać może, pozwalam, ale matka?
— W tym względzie nie uwodzę się; matka mnie nie lubi... ona mnie także prześladuje poetą.
— Biedna, słaba istota! — odezwała się pani Wilczek... — nie mówmy o tem, dość tego na dziś. Bóg tem pokieruje, ty musisz pojechać na kilka miesięcy...
Bolek zarumienił się jak dziewczę.
— Mówmy owszem, — rzekł żywo — nie mam co taić; muszę wreszcie wiedzieć, czy się mam czego spodziewać; bo w tym stanie niepewności nie wytrwam dłużej.
— Cóżeś zamierzył? Sam tak, bez porady! bezemnie!