Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stańczykowa kronika od roku 1503 do 1508.djvu/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

iż Kasia tylko jeno udawała ono kochanie i czarnemi oczyma tak wojowała, aby męża złapać, a teraz wątpiąc o mnie, czyli jej będę dobry, albom nie podłego stanu człowiek, już się cofała po troszę. I myśląc to wzięła mnie wielka ku niej pogarda, bom to miał za zbrodnię, aby udawać czego kto w sercu niema, drugiego rozmiłować, same tylko komedje grając. Cale bo była inna, a choć jeszcze czasem błysnęło jej z oczu podawnemu, to się prędko chmurzyło czoło, jakom nigdy przedtem nie widział. Domyślałem się tedy iż ojciec pewnie kędy na zwiady poszedł, alem się już nic nie lękał, bo mię złość porwała i żal srogi żem się dał uwieść. A teraz z obojętnego obejścia widziałem dobrze, iż Kasine dawne umizgi nie do mnie to były, tylko do szlacheckiego klejnotu i do męża.
Tak tedy w godzinę nie spełna czasu, rozwalił się on budynek wielkich nadziei, a patrzałem rychło tylko runie o ziemię i w proch się posypie. Na mojej twarzy wyczytała mądra Kasia co się w duszy działo, a że jeszcze nie pewna była, czy ojciec złą czy dobrą nowinę przyniesie, to się czasami na dodanie mi serca uśmiechnęła, resztę czasu udając głęboko zamyśloną. O! jakże mi się to patrzącemu na to i przenikającemu jej serce, podłe wydało i nikczemne, to rachowanie, pomiarkowanie dziewczyny i niby w handlu jakim targ ostrożny.
Kiedy tak siedzim razem, usłyszę głosy w ulicy, a potem szelest w sieniach, porwała się Kasia i zarumieniła, a tu drzwi otworzą się i wchodzi pan Boim szukając mnie oczyma po komnacie, wiodąc z sobą, jakom zaraz poznał, jednego z dworzan królewskich.
Tylko co weszli, ów zbójca, zawołał wielkim głosem.
— To Stańczyk!
Pan Boim osłupiał na to nazwanie, a Katarzyna za głowę się chwyciła bo wiedzieli że Stańczyk był błazen królewski. Po czem ona Kasia, co takie oczy ku mnie niedawno robiła, podniosła się wrząca z gniewu i zawołała wskazując palcem na drzwi.
— Precz!