Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stańczykowa kronika od roku 1503 do 1508.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

że teraz tułać się musiałem i pokazać się więcej na dwór nie mogłem, bo mi stali na gardło.
Kiedym to rzekł, Kasieczka podbladła, p. Boim głową pokiwał i zamilkli.
— Cóż poczniesz z sobą? zapytał.
— Myślę jeśli mię łaska WM. potka a nie odmówisz mi córki swej, abyśmy kędy się wynieśli na lat kilka, póki by zapomniano o wszystkiem.
Na to nie dali mi odpowiedzi, p. Boim głową poruszał, jął za czapkę, a był późny już wieczór, skinął głową i wyszedł. Zostałem się z Kasią, która widomie była bardzo smutna.
Począłem jej tedy pytać:
— Co ci jest Kasieńku miła?
— Sama nie wiem, odpowiedziała, ale mi ciężko na sercu.
— Powiedz mi szczerze, rzekłem, nie z mojej przyczyny?
— Sama niewiem.
— Może nie czujesz ku mnie serca?
Obejrzała się i coś szepnęła, ale w oczach jej nie było tego coś miłego, jak czasem bywało, kiedy chciała; miała minę niespokojną.
— Kędyż to tak późno ojciec poszedł? spytałem.
— Nie wiem, odpowiedziała. Ale wszystko była ze mną zimna jak nigdy. Pomyślałem tedy alboż ona mnie cale nie kocha i tylko udawała, sądząc że wielkiego szczupaka złapie, a tu płotkę wyciągnęła albo mnie miłuje, a wtedy wszystko dla mnie uczyni.
I padłem jej do nóg powtóre.
— Moja miła Kasieńko, powiedz proszę, jak Pana Boga ukrzyżowanego miłujesz co ci jest, a czemuś nie swoja? wspomnij ony chwile razem spędzone w twojej komnacie, spomnij żeś ongi była łaskawsza na mię! Cóż to za przemiana.
Niespokojnie spojrzała na mię i odpowiedziała:
— Poczekaj ino, a o wszystkiem się dowiesz.
Tu ja ochłodłem bardzo z onej wielkiej miłości, jakby mnie kto zimną wodą zlał, bo mi coś szeptało,