Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stańczykowa kronika od roku 1503 do 1508.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

przemowie, do nóg mu znowuż. Podniósł mnie łaskawie bardzo i nic nie mówiąc jął pytać:
— Wiesz WM. rzekł, jako córkę jedynaczkę kocham, bo mój to cały skarb i co mam a na com żywot mój pracował w pocie czoła, wszystko to dla niej. Muszęć tedy dobrze się rozmyśleć komu ją dam aby ję szanować umiał i szczęśliwą uczynił. Ani uwłaczam WM. boś mi do serca trafił, ale muszęż dobrze wiedzieć, ktoś taki i co masz i kędy twoja rodzina, bo acześmy mieszczanie, ale druga szlachta nie będzie tak dumna klejnotem, jako my starodawną uczciwością, którą słyniem.
Tu ja mu powtórzyłem ową gadkę moją, jak się zwałem i żem był szlachcic, ale na to pan Boim mi odpowiedział:
— A cóż WM. na to, kiedy powiem, żem drugich dworaków o WM. pytał, a oni mi odpowiedzieli, iż tego nazwiska nikogo na dworze królewskim nie było?
To rzekłszy, jakby mnie wrzątkiem zlał, poczerwieniałem cały, spójrzę na Kasię a ona spokojna ale surowo na mnie pogląda i odpowiedzi czeka. Prędkom ochłonął i rzeknę im:
— Prawda to, bo mnie pod tem nazwiskiem na dworze nie znają, a to dla przyczyny ważnej, iżem je odmienił, bo ojciec mój zasłużył był niełaskę u króla Aleksandra, przeto dając mię na dwór, matczyne nazwanie przyjąć mi kazał, aby za się tamte nie przypominało królowi ojca, a mnie doli nie psowało.
Nie wiem uwierzyli czy nie ale zamilkli.
— A matczyne nazwanie WM.? spytał pan Boim ciekawie.
Powiedziałem mu je, ale jako żywo pod niem mnie też nie znano, i wiedziałem, że się kłamstwo wyda, tylkom się ratował jak mogłem, bo i tonący brzytew się chwyta.
Za czem kiedy ginąć to ginąć, uplotłem drugą bajkę, jako wczoraj zdarzyła mi się zwada na dworze, jako rozjątrzony dobyłem szabli na zamku (za co sroga kara była) i przeciwnika mego raniłem w piersi, tak