Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sprawa kryminalna T. 2.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przychodził bardzo w porę, gdyż właśnie rodziła się w sumieniu starego wątpliwość, czy ma prawo list do obcej osoby zaadresowany, choćby od siostry — otworzyć?
— Cóż to prezes się tak zamknął?...
— To się przypadkiem zatrzasnęło.
Popatrzali sobie w oczy... O. Serafin głową potrząsł.
— Czytałem głupie jakieś romansidło, odezwał się stary... Co też to oni teraz wymyślają... jakie figury! jakie intrygi... Jak oni tam te nasze stare czasy, których nie znają — oporządzają po swojemu!
— A to prawda — odezwał się O. Serafin — nie dawno mi ktoś opowiadał, że czytał w książce jakąś historyą o starym jakoby Polaku, który dla jakiegoś podejrzenia czy coś list przejęty, do obcej osoby pisany rozpieczętowuje i czyta! Gdzieżby to, proszę prezesa, co podobnego za dawnych czasów trafić się mogło! żeby człek poważny tajemnicę pieczęci dla ciekawości złamać się odważył...
Prezes aż poskoczył — lecz pochamował się zaraz, popatrzał w oczy księdzu, który nic po sobie nie dawał poznać — przeszedł się dla uspokojenia po pokoju i usiadł — O. Serafin zaproponował maryasza, grali w milczeniu...
Mógł prezes wprawdzie, nie rozpieczętowując koperty, samem ukazaniem listu przekonać baby, jak je zwał, o popełnionej przez nie zbrodni, potajemnych stosunkach z dworem Orygowieckim — a jednak chciało mu się wiedzieć coś więcej nad to. Po odejściu Ojca Serafina począł z sumieniem wchodzić w układy, czyby, jako ojciec i głowa domu, z prawa