Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sprawa kryminalna T. 2.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Druga kobieta kocha go... Kabała przepowiada mu ożenienie... słowo panu daję...
— Wie pani, że chyba i ja od dziś dnia w kabałę uwierzę — odezwał się Franciszek — a pani nawzajem uwierz w moje proroctwo, że nasz pan powróci. Ja mam takie pewne przeczucia...
Słońska zamilkła.. Ona była tak przekonaną o śmierci pana Daniela, że gadaninę Wierzejskiego przebaczała tylko tłumacząc ją sobie winem wypitem w miasteczku.
Tak się rozeszli dosyć późno. Nazajutrz około południa, Franciszek, co się nigdy nie zdarzało, przyszedł sam zażądać klucza od pokoju sypialnego, ażeby tam uporządkować.
— Cóż to, czy w istocie waćpaneś sobie w głowę wbił, że nowy dziedzic przyjedzie? spytała uśmiechając się Słońska.
— No, tak — albo i stary, rzeki krótko Franciszek — i poszedł wprost do sypialni, Jurka za sobą wołając.
— Staremu się w głowie pomięszało — szepnęła ochmistrzyni i ręką machnęła. Właśnie była wyszła w ganek i miała się wybierać dalsze obejrzeć gospodarstwo, gdy na grobelce ukazała się bryczka wprost zdążająca do dworu. Słońska spodziewając się, że to będzie ktoś sądowy i że ona tu się przydać może... wstrzymała się w ganku. Bryczka szparko zatoczyła się pod wschodki, a z niej ukazała się głowa p. Daniela. Na ten widok niespodziany Słońska oczy sobie zakryła, krzyknęła. — Wszelki duch Pana Boga chwali i padła na kolana.
Wesoły uśmiech jej odpowiedział.