Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sprawa kryminalna T. 2.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Poczciwa Wychlińska sądząc, że jakie nowe strapienie, może skutkiem tego nieszczęśliwego listu, i nieostrożne wygadanie się Benigny spowodowało omdlenie, zaczęła siostrę wypędzać i gniewać się na nią. Dopiero dostrzeżony na ustach Leokadyi i Benigny uśmiech przekonał, że się omyliła.
— Ale cóż to się wam stało? zapytała.
— To moja tajemnica — odparła Benigna — o której ty nawet wiedzieć nie możesz; powiem ci tylko, że złego nie ma nic, a dobrego nawet coś być może.
Na obiad nie wyszła Leokadya... dwie ciotki tylko na pytanie ojca odpowiedziały, że była trochę słabą i że ból głowy przyjść jej nie dozwolił.
Prezes nie rozpytywał więcej.
Tego dnia też hr. Otton po dosyć długim pobycie, zapowiadając powrót swój do Murawca, wybierał się do Galicyi.
Prezes nic a nic go nie wstrzymywał, — jednakże jakby czuł, że mu uczynił zawód i że go tu napróżno ściągnął, obdarzył, jak umiał, najspanialej w kosztowną broń starą i rozmaite piękne cacka, które hr. Otton lubił bardzo.
Rozstali się przyjaźnie i grzecznie a czulej jeszcze z panią Benigną, która słowa swojego dotrzymując, postarała się zaraz o zaspokojenie długów kuzynka.
O owem staraniu się i pozornych konkurach teraz już wcale mowy nie było. Prezes mógł łatwo poznać. że wszystko to tylko jako broń przeciw niemu wymierzonem było.
— Mój księże — rzekł do O. Serafina przy codziennym maryaszu szczęsliwy jesteś, że nic do czynienia