Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sprawa kryminalna T. 2.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Oczy żony z drugiego świata zdawały się go pytać — coś zrobił z mojem dziecięciem?
Ludzie takiego jak prezes charakteru, nawet gdy staną już u krańca, o który albo się rozbić lub zawrócić od niego muszą — nie łatwo zmieniają drogę i ulegają wrażeniu. Sercu też swemu prezes nie chciał być posłusznym, głośniej nad nie mówiły głosy przebierające się za natchnienia obowiązku i prawdy. — Przed sobą był wytłumaczonym... ale i córka była uniewiniona tą miłością długą, stałą, cichą i zrezygnowaną...
Prezes był w niezgodzie sam z sobą. Już mrok padał dobry, gdy się namyślił wyjść do salonu. List zamknął na klucz do biurka, ubrał się, ochłonął i powolnym krokiem skierował ku pokojom.
Wszystkie panie zabawiał nieszczęśliwy hr. Otton z pomocą kapitana Złomskiego, który tu pani Benignie towarzyszył, i O Serafin, na którego twarzy smutek znać było... Ciocia Wychlińska i Leokadya siedziały milczące, blade, widocznie cierpiące i trwożne, a gdy krok prezesa dał się słyszeć w przedpokoju, umilkli wszyscy i zdawali się z niepokojem oczekiwać przyjścia jego. —
Oczy wszystkie skierowały się ku niemu, lecz, choć stary nie nawykły był do tajenia swych uczuć i wrażeń, tym razem wydał się nadto uspokojonym i łagodnym...
Wychlińska i Leokadya wiedziały już o pochwyceniu listu, z ich to natchnienia O. Serafin poszedł przypomnieć prezesowi obowiązek poszanowania tajemnicy pieczęci.