Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sprawa kryminalna T. 1.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

go spodziewała w ubogim dzierżawcy. Dziwiło ją też, że pani Wychlińska zwykle pomagająca chętnie w rozmowie, siedziała milcząca z oczyma spuszczonemi, zajęta zbieraniem pruszynek bułki po serwecie, a Leokadya odwracała się jakby ze wstrętem i ani nawet spojrzała na nowego gościa, chociaż go wypadło przy niej posadzić.
A gdy raz z toku rozmowy przemówić musiał do niej, zapłoniła się, zaczerwieniła niezmiernie i ledwie jednym odpowiedziała mu wyrazem.
Za to śliczna panna Felicya i śmiałe a wesołe siostrzyczki, panny Orzymowskie zaczepiały go śmiało... Nie pamiętał od dawna milej spędzonego wieczoru w Borkach... a gdy po długo przeciągnionej herbacie pożegnał Żymiński panią Pstrokońską i towarzystwo zostało same, gospodyni nie mogła się powstrzymać od wykrzyknika.
— Cóż to za miły i sympatyczny człowiek! Siostra Wychlińska tylko i Leokadya poznać się na nim nie chciała....
Wszyscy do dworu należący, nawet panny potwierdziły zdanie o nim gospodyni.
— Nawet uczony, dalipan, odezwał się profesor Palcewicz — o czem go zagadnąć wszystko zna! dużo czytał... Smutno mi tylko, że pewnie na dzierżawie straci, bo tacy ludzie do gospodarstwa nie są stworzeni...
Sochaczewski także chwalił, nie sprzeciwiał się i ks. Szura, nie przeczył pan Majdanowski. Ostatniemu tylko nie w smak było, że prawie wszędzie był tam gdzie i on podróżował i znał krajów tyle.