Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sprawa kryminalna T. 1.djvu/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wiele z powodu tak okropnego wypadku z tym Danielem ucierpieć musiała. Nie dość, że straciła człowieka, do którego była — jak mi pisałaś, szczerze przywiązaną, ale w tak okropny sposób... Powiedzże mi odkryto też... co to właściwie było? co się z nim stało?
— Dotąd — nic — cicho przemówiła Wychlińska jakby zbywając się przykrej rozmowy... Miałam wiele, wiele przykrości patrząc na szczere, serdeczne a tak ciche i ukrywać się zmuszone przywiązanie tych dwojga istot. Daniel był jej wart, ona go cenić umiała... Ale z prezesem, ty wiesz, ani mówić, jak sobie raz co powie... Musieli przed nim jak najstaranniej ukrywać swoje uczucia, bo gdyby najmniejszej rzeczy się domyślił — byłby mu drzwi zamknął natychmiast.
— E! stary nieznośny szlachciura! odezwała się gospodyni. — A kocha tak tę Leokadyą, i sam przyznawał to, nawet pisząc potem do mnie, że człowiek był jej wart ze wszech względów. Tak się jakoś złożyło żem go nigdy nie widziała, ale z tego co od was wiem, wysoko go szanuję. Żal tego człowieka, żal mi niewymownie biednej Leokadyi.
— I pewna jestem, dodała Wychlińska, że gdyby był żył, tybyś w końcu gorąco do serca wzięła tę sprawę i byłabyś to jakoś tak poprowadziła, żeby prezesa zmusić do zezwolenia.
— A! cóż to już dziś mówić o tem, westchnęła pani Benigna. Nie możesz wątpić, że z chęciąbym stanęła do walki z nim. Różnica wiary to prawda, w małżeństwie, w stosunkach dzieci jest bardzo w rodzinie przykrą — ale nie może być zawadą wieczną dla ludzi, co się szczerze szacują, a wymagać odstępstwa byłoby