Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sprawa kryminalna T. 1.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zaczął się w niej mocno kochać, ale ten Tremmer był protestanckiego wyznania, jeden sęk — a w dodatku coś tam szlachectwo pono nie bardzo tęgie. Dosyć, że choć się podobał prezesowi, który u niego bywał i w domu go często przyjmował, o córce mu ani myśleć nie dopuszczał. A to wiem, czego inni nie zwąchali, że panna i p. Daniel mimo to za pośrednictwem usłużnej ciotki p. Wychlińskiej, mieli z sobą stosunki potajemne, ciągle pisywali do siebie i wzdychali najczulej. Trwało to kilka lat, ojca próbowano kilka razy — ani chciał słuchać, żeby ją dać za nietęgiego szlachcica a w dodatku protestanta.
Tu tedy sztuczka, o której żywa dusza pono prócz mnie nie wie, dodał Małejko mrużąc oczki i uśmiechając się. Słuchajno pan, dowiesz się dopiero, na jakie figle ludzie z miłości się biorą... Ni z tego ni z owego, jednego dnia dają nam znać do urzędu, że p. Daniel Tremmer znikł. W domu nocą okno wyłamano, szafy pootwierano, mówią tedy że i dziedzica znać zabito. Zjeżdżamy na grunt. Ludzie popłoszeni, dom w istocie jakby po nocnej napaści, chustka zakrwawiona znaleziona na ścieżce. Ciało gdzieś zbójcy czy utopili czy zagrzebali.
Siedzi śledztwo dzień, dwa, trzy na gruncie... nic dojść nie podobna. Ktoś w nocy bryczką podjeżdżał pod dwór... innego śladu nie ma... Wszyscy przekonani, że p. Daniela zabito...
Jeszcze do dziś dnia i sąd i asesor i prezes i sąsiedzi najpewniejsi, że tam popełniono kryminał...
— A cóż się stało? zapytał zdziwiony Górnicki.
— Że nie było żadnego kryminału i zabójstwa to ja ręczę, dodał w piersi się bijąc Małejko. Milczałem,