Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Serce i ręka.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Szwajcaryi, aby tam lub we Włoszech spędzić miodowe miesiące.
W tym przeciągu czasu, nieoszacowany szambelan, który się na tém znał doskonale, miał się zająć urządzeniem dworu państwa młodych; z ojcowską pieczołowitością podjął się tego, narzuciwszy się Zygmuntowi i ściskając go w obec pana radcy, prawdę powiedziawszy w téj nadziei, iż na tém się nieco odbije za niezmierne wydatki, jakie miał w ostatnich czasach. Zygmunt znający dobrze ojca swego, bronił się jak mógł, wiedząc co go to będzie kosztowało. Szambelan nie dał się ze zręcznie zdobytego stanowiska wyrugować, i ofiarował poświęcić się mimo wieku i dostojności...
Radca obiecywał dostarczyć na to funduszów. Przezorny zięć wolałby był sam niemi rozporządzać, utyskiwał nad tém, że ojciec słabego zdrowia, skłonny do reumatyzmów i fluksyi, może odcierpieć. Szambelan ani słuchać nie chciał...
Piękny bardzo dzień letni, ochłodzony wietrzykiem wschodnim, z niebem lazurowém, przerzynaném chmurkami bialuteńkiemi jak rozrzucone runa baranków rajskich, przyświecał temu dniowi szczęścia. Gromady z wiosek przyszły z rana, z darami i powinszowaniami... Scena była nader rozczulająca, gdy państwo młodzi z uśmiechami, o których nikt nie wiedział, że są pożyczane, wyszli dziękować... Olimpia choć blada po kilkudniowych cierpieniach nerwowych, była dziwnie spokojną i majestatyczną; pan młody w oczach obcych wydawał się najszczęśliwszym z ludzi. Na twarzy ojca promieniało uczucie zadowolenia, i łzy kręciły mu się w oczach. Sama pani musiała nadzwyczajnych środków toaletowych użyć, ażeby pokryć