Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Serce i ręka.djvu/190

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

milczała zamyślona. Zasępiło się jednak jéj czoło: choroba przychodziła nie w porę, krzyżowała jéj plany, odraczała koniec stanowczy...
Zszedł tedy znowu dzień na wyczekiwaniu, w niepewności a przywołany doktor bez ogródki powiedział, że słabość jest bardzo groźna, iż życie zapewne młodość ocali, ale zdrowie nie powróci.
Przesilenia, któreby o przejściu choroby stanowić mogło, nie spodziewano się tak rychło. Tymczasem gorączka przybierała charakter bardzo gwałtowny Zupełną swobodę odzyskała Olimpia i spokój chwilowy; miała czas do namysłu i wytchnienia. Klara, która przypisywała sobie po części słabość Zygmunta, posępna jakoś chodziła. Przesilenie już się zbliżało, gdy jednego wieczoru dzwonek na dole oznajmił przybycie hotelowego omnibusa. Wysiadł z niego cały garnizon Angielek z pledami i torbami, Anglików w białych kapeluszach z zielonemi welonami, Amerykan i Rossyan, a między nimi figurka czupurna z całym bukietem wstążeczek w guziku letniego surduta, z drugim takim przy paltocie... Jegomość ten dopominał się, aby go zaraz prowadzono do barona Dobińskiego, który jest jego synem...
Zarządzający hotelem, dosłyszawszy jakiś spór z portyerem, który nie chcąc od razu powiedzieć dla czego, wymawiał się od wpuszczenia szambelana do numeru, gdzie chory leżał — wyszedł sam. Imponująca mina rzeczywistego radcy stanu, głos jego stanowczy, ordery i t. d., jakoś nie uczyniły wrażenia na panu rządcy. Bardzo zimno i grzecznie oświadczył, że portyer ma słuszność, wahając się w spełnieniu życzenia, gdyż na nieszczęście pan baron jest chory na gorączkę tyfoidalną... i nawet ojcu w chwili