Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Serce i ręka.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W pierwszéj chwili wezbrany potok słów tak obficie płynął z ust hrabiny, że Olimpia nie mogła prawie odpowiedzieć nań ani wyrazem. Klara wracała do tego, co już mówiła, powtarzała się, tryumf ją widocznie upajał. Pocałunek Olimpii zamknął nareszcie różowe usta zmęczonéj.
— Kochana moja, rzekła: ja tak jestem niewypowiedzianie szczęśliwa w téj chwili, iż szczęście zasiania mi niebezpieczeństwo. Nie chcę szukać żadnych środków, któreby mnie zmuszały do kłamstwa, do wybiegów, do walki.... Niech jutro przyjdzie pan baron, powiem mu wszystko, otwarcie, niech żąda czego chce, oddam ostatnią suknię, oddam koszulę... pójdziemy z nim pracować, żyć o chlebie suchym... lub umierać z głodu...
Une chaumière et son coeur! rozśmiała się serdecznie Klara, z pewną zazdrością patrząc na rozpromienioną przyjaciołkę. A! jakże to dziwnie brzmi w XIX wieku! coś tak przestarzałego, jak prawdziwa miłość dwojga kochanków niepotrzebujących posagu!.. Olimpko moja! tyś widzę pozostała dzieckiem, siedząc tam na wsi zamurowana ze smutkiem swoim. Ale to są rzeczy, które się mówią, tak sobie, dla tego, żeś nigdy nie doświadczyła niedostatku, głodu i prywacyi.
Olimpia się uśmiechnęła smutno.
— Jakże ty się ze mną śmiać będziesz, rzekła, gdy ci powiem, że przez te długie lata niewoli mojéj w Zabrzeziu, jam marząc a marząc o wszystkiém, marzyła o możliwości ubóztwa!.. I wiesz com robiła? Oto próbowałam na sobie głodu i postu dobrowolnego o suchym chlebie, zimna, pozbawiania się wszelkich wygódek... Brano to za rodzaj pokuty i asce-