Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Serce i ręka.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Chociaż zwiastujący mu to miał minę nadzwyczaj szczerą i prostoduszną, Zygmunt nie zaufał mu. Dla przekonania pewniejszego udał się do mieszkania żony...
Dostukawszy się do drzwi zamkniętych, znalazł salon ciemny, a Szafrańska gniewnie i kwaśno oznajmiła mu, że pani dawno w łóżku.
Do hrabiny Klary wahał się zapukać; lecz wyrozumował sobie, że może nie wiedzieć o tém, co mu na dole powiedziano... Drzwi były zamknięte... nie otworzono ich wcale... Z sąsiednich wychyliła się miss Draper i w sposób bardzo niegrzeczny oznajmiła mu o migrenie pani...
Podejrzliwy Zygmunt, nie mogąc tu dojść, a mając zawsze przeczucie jakiegoś niebezpieczeństwa, powiedział sobie, iż może, zszedłszy w dziedziniec, okna mieszkania hrabiny obejrzeć, czy też w nich znajdzie światło, którego migrena nie znosi.
Z tą myślą zsunął się po wschodach.... Obliczył dosyć dokładnie położenie tych okien... Hrabina ostrożna we wszystkiém, zapobiegająca, jednakże tego sposobu szpiegowania przypuścić nawet nie mogła. Żaluzye nie były pozamykane, przez spuszczone firanki widać było światło... a co gorsza, Zygmunt dostrzegł dokładnie trzy cienie, przesuwające się po pokoju... Dwa z nich łatwe dla niego do poznania były: Klary i Olimpii, trzecim był słusznego wzrostu mężczyzna. Jak wkuty pozostał Zygmunt w dziedzińcu; rzeczą jawną było, że go Klara zdradziła, że Olimpia znalazła tu pierwszego swego kochanka, że jest zgubiony, jeśli nie przedsięweźmie najgwałtowniejszych środków.
Nad temi trzeba się było namyślić... ale czas naglił. Zdało mu się, że wypuścić ztąd bezkarnie Fratellego było zgubić wszystko... Chwili nie miał do stracenia. Rzucił się ku swemu mieszkaniu po pi-