Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Serce i ręka.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale ja ci tam całą herbatę przyszlę...
Kelner dostał rozkaz wprowadzenia barona, który wszedł, jakby już z rannéj powracał przechadzki, z twarzą odświeżoną i usiłującą okazać wesołość. Wiedział, że hr. Klara nie cierpiała zasępionych, jak ich nazywała, egoistów. Zmierzyła go okiem szybko, jak dobry wódz rzuca wejrzenie na wojsko nieprzyjacielskie, aby obrachować jego siłę. Nie oszukały jéj rozłożone szeroko oznaki wesołości, maskujące wątłe nader zasoby. Hrabina od wczoraj już rozważyła, jaką ma rolę odegrać, nie mogła innéj. Podała mu rękę uprzejmie, wskazując najbliższe miejsce i przybierając minkę kondolencyjną, pełną żywego współczucia:
— Siadaj że panie Zygmuncie, proszę...
Zygmunt się oglądał do koła...
— Ale bądź spokojny, nikogo nie ma, a moja miss Draper nie rozumie słowa po polsku.
Obróciła się ku niemu:
— Jakże pani znalazła Olimpię?
— Hm! spuszczając oczy cicho wybąknęła zapytana: Olimpia jest bardzo, bardzo podraźniona... Nie będę taiła przed panem, kochany panie Zygmuncie, że położenie jego bardzo draźliwe i przykre... Zdaje mi się, że stokroć trudniéj dobić się serca żony w podobnym składzie rzeczy niż zdobyć serce kochanki najtwardsze... Vous avez eu tort, starając się więcéj o ojca i matkę niż o nią, obraziłeś ją... Posłuszna spełniła ich wolę, ale nie jest złamaną. Trzeba znać charakter Olimpii... niepodległy... wyniosły... Słowem... jest źle, bardzo źle...
— Cóż mi pani radzisz? zapytał Zygmunt.