Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sekret pana Czuryły.djvu/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Prosta rzecz — począł Strukczaszyc, należało dotrzeć do miejsca, i przekonać się o sytuacyi Zubków, o familii ich.
— I tyś się tam wlókł po to! co! niechże cię jeszcze uściskam! — uradowany i śmiejący się wołał pan Podkomorzy. Mów — cóż nam przywozisz?
— Wszystko jaknajlepiej — rzekł Czuryło. — Ojciec człek godny, w obywatelstwie poważany, majątek dostatni i bez długów, trzy wioski duże, z których jedną istotnie synowi puścił. Kolligacye stare i dobre. Czego chcieć?
Wnet stary na Jarmużkę począł wołać, aby panią Szczepanową proszono. Weszła pośpiesznie, nie domyślając się po co była powołaną. Powtórnie i daleko obszerniej musiał tą razą rozpowiadać Czuryło, a że widać dobrze dotarł do gruntu, wiadomości były nieskąpe. Matki oblicze się śmiało, ściskała i całowała starego przyjaciela domu, niemogąc słów znaleść na podziękowanie. A że kołduny lubił Czuryło, wnet, po kobiecemu, na myśl jej przyszło, aby go tegoż dnia niemi utraktować. Czemże mu więcej naprędce, nad uścisk i kołduny zawdzięczyć mogła?
Zubko nabawiał ją niepokoju, bo Izabelka bardzo nań patrzała łaskawie, serca się nie chciało rozdzierać dziewczęciu — a nuż-by złego się co okazało?
Można sobie wystawić, jak była wdzięczną poczciwemu Czuryle.
Podkomorzy, acz nie myślał się wydać z tem, iż o jakiejś zamożności rezydenta wiedział, zdradził się mimowolnie w obejściu z nim, okazując więcej pewnych względów, które się pieniądzom należą, i oddają nawet przez tych, co do nich zbytniej nie przywiązują wagi. — Może nie uczuł tego Czuryło —