Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sekret pana Czuryły.djvu/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Cóż to ci tak pilno — rzekł — żeś się lenił nawet ze szkapy zleźć?
Chłopak skoczył z konia i podszedł naprzód pocałować w rękę proboszcza.
— A! pewnie pilno, proszę dobrodzieja — rzekł — bo do chorego, który bardzo źle.
— Gdzie? jaki?
— E! to proszę ojca — począł chłopiec, ja bo i niewiem jak się on zowie. On w lesie sobie chałupę najął, co stała pustką po Jędruszce, i tam już siedzi dwa lata może. Już nie młody człek.
— Gdzie?
— A no, na lesie, co do Kołłupajły należy.
— Cóż to za człek? — spytał ksiądz.
— Musi-by szlachcic — bo w kapocie chodził — albo ja wiem.
Niewiele się dowiedziawszy, proboszcz zmiarkował, że pytać nie pora, a nieść pomoc najpilniejsza była, a tu konie jak z wody wyjęte, nie mówiąc o tem, że on sam, stary, ledwie się na nogach trzymał. Co tu począć!
Trzeba było konie najmować. Posłał cożywiej do znajomego chłopka, aby do wozu zaprzągł. Wedle opowiadania posłańca, było dobrej półtorej mili do owej chałupy w lesie po Jędruszce, droga zła i po nocy niebezpieczna; lecz to nigdy ks. Woroszyły nie powstrzymywało.
Żyrgoń zaprzągł kobyłę kasztanowatą w hołoble, wóz sianem wysłano, i staruszek, przodem chłopcu jechać przykazawszy, wybrał się w drogę, odmawiając pacierze.
Po skwarnym dniu, chmury się zewsząd ściągały, i w drodze burzy się jeszcze w dodatku spodziewać było można. Kobyła Żyrgonia nawykła do