Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sekret pana Czuryły.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lepsze, ręce pracowite i myśl wesołą. Mieszkali w domku, w którym trzy izdebki małe cały apartament składały, pod słomą. Naprzeciwko była kuchnia i czeladnia. W kupce postaremu tuż stały w olszynach stajnie, stodoły, szopy, chlewy, wszystko razem. W dziedzińcu całą ozdobą była sadzaweczka dla gęsi i kaczek, osadzona bzami. Za dworkiem w ogródku kilkanaście grusz siedziało i jabłoni.
Wioska przypierała prawie do dworu i stanowiła z nim taką jedność, jak owo młode państwo z wieśniakami, co w niej siedzieli. Młoda pani znała wszystkie wiejskie dzieci po imieniu, ludzie do dworu przychodzili jak do śpiżarni i apteki. Było to jeszcze patryarchalne owo gospodarstwo odwieczne, które się później tak nieszczęśliwie zmieniło. Pan Adryan nie trzymał ekonoma, bo nie miał za co, wójt ze wsi razem z nim gospodarował. Chłopi wychodzili na pańskie, ale dwór orał im i zasiewał, gdy było potrzeba. Nie było prawie przykładu sporu i gniewu. Ludzie byli i poczciwi jakoś i znośni razem, a dziedzica uważali niemal za ojca, bo z rodziną jego żyli od wieków. Wiodło się więc tu życie spokojnie, jak u Boga zapiecem, a Woroszyle dotąd chleba nie brakło. Mało miał, ale rządny był. Żona chodziła w perkalikach, on w prostym suknie, jedli krupnik i kasze, chleb razowy i wędliny domowe; z przysmakami widywali się rzadko, a śliwki suszone stały za konfiturę.
Przy łóżku p. Adryanowej stała już jedna kołyseczka, a drugiej niebawem można się było spodziewać; więc, choć sobie powtarzano: kogo Pan Bóg stworzył, tego nie umorzył — ale pan Woroszyło się zamyślał i oglądał trochę, jakby się to grosza dorobić.