Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sekret pana Czuryły.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ale, że to przechodzi ludzkie siły. Można już było przewidzieć zgóry, iż Wojewodzina nie znajdzie tego, czego się spodziewała.
Pan Szczepan odpisał więc natychmiast, nietając rzeczywistości, a wszystkim to było na rękę, bo się spodziewano, iż Wojewodzinie zabraknie odwagi puścić się w tę podróż do dzikich krajów.
Nie znano jednak pani tej, dla której szczególnie nowość wszelka była najponętniejszą.
Tymczasem stary, który w swojem krześle siedząc i niemając nic do czynienia, oprócz odmawiania koronki, różańca, gawędy z Czuryłą i gderania na Jarmużkę — nudził się i potrzebował dystrakcyi — dowiedziawszy się od syna o wszystkiem, pocieszał się też z innymi, że owa straszliwa Wojewodzina nie przyjedzie. Przejmowała go ona grozą i strachem. Stary większą część życia spędził na wsi, kędy obyczaj stolicy nie doszedł, gdzie małżeństwa trwałe były i przykładne, — gdzie rzadko wdowa w powtórne wstępowała związki. Dla niego więc rodzajem potworu była ta szalona niewiasta o trzech mężach, co się z żadnym z nich pogodzić nie mogła. Lękał się zetknięcia z nią, jak z istotą zapowietrzoną.
Toż samo wrażenie czyniła jej reputacya na pani Szczepanowej. Młody Podkomorzy więcej otarty ze światem, — nie brał tego tak surowo, ale bronić też nie śmiał.
Samo jednak pobłażanie żona mu za złe poczytywała. Cieszono się teraz, że Izabella z mężem z tych stron wyjechała, i tym sposobem uniknie zetknięcia z kobietą tak niebezpieczną.
Rozmowy często, ciągle prawie toczyły się o tem tylko, a Czuryło ich słuchał, niedając poznać po