Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sekret pana Czuryły.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wesele odbyło się w zapusty. Choć już stare zwyczaje się naówczas zapominały, choć tych setnych oracyj u każdego progu, przy oddawaniu darów i przy wszelkich obrzędach nie było — bo i mówców sławnych, coby ex tempore palnąć umieli mówkę — nie stało — jednak dużo staroświeckiego zachowano na weselu Podkomorzanki, szczególniej dla staruszka, który pomnąc jak to dawniej bywało, nie rad był ażeby co z narodowego rytuału wypuszczono.
Pan Szczepan i pani Szczepanowa, chętnieby go byli zredukowali do nowej mody. Podkomorzy nie dopuszczał.
— Inne narody — mówił — choć im się jaki obyczaj już i śmiesznym i przestarzałym widzi, święcie przy nim stoją, jako przy pamiątce po dziadach. Temi to sznurkami niewidzialnemi łączy się przeszłość z obecnemi czasami — zatem po staremu! po staremu! Kto chce, niech się śmieje kp.. kp.. wszystko wolno, nas to obchodzić nie powinno. Lud, mospanie, dziesięć wieków jak się ochrzcił, a co ze starego bałwochwalstwa mógł gdzie w węzełek zawinąć, zapazuchę schować, zakonserwował do dziś dnia.... Tak i my róbmy, byśmy dziećmi bez ojców nie byli. Wiecie jak się takie dzieci nazywają....
Na takie argumenta, trudna była odpowiedź, musiano więc wesele z całym dawnym ceremoniałem obchodzić, z marcepanami, pochodniami i oddawaniem panny na ostatku.
Jeżeli kto w czasie tego wrzawliwego, wesołego a tłumnego wesela ucierpiał, to sam stary Podkomorzy, i poczciwy Czuryło. — Ten, dziesięć razy jeden, marszałkiem bodaj, posłańcem, magistrem ceremonii, wszystko wszystkiem być musiał; ale mu