Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sceny sejmowe.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

się nam coś za to... a cobym ja wskórał, żebym majątek miał, coby mi go skonfiskowali?? E! żyło się — to i dosyć — dajcie wina...
Boskamp skinął na służącego, który poszedł z butelką burgunda.
Podskarbi się zaczerwieniał i obruszał.
— Sami pijecie węgrzyna, a mnie, jak lokaja — kiepską lurą będziecie częstowali. — Co to jest!
— Omyłka! zawołał Bieliński.
— Piękna mi omyłka... alem ja do tego jeszcze nie doszedł, aby mnie jak posłańca lada czém u progu zbywać...
Zmięszali się wszyscy... Poniński kazał sobie dać kieliszek większy i podniósł go do góry...
— Zdrowie waszmość panów! zawołał, życzę im takiego szczęścia, jakie mnie spotkało. Vivat! vivat!
I szkło cisnął o ziemię, śmiejąc się...
Milczenie panowało w pokoju. Biskup niecierpliwie chwycił za poręcz od krzesła i począł wstawać, kwaśny mrucząc... nie patrząc na podskarbiego, który go oczyma mierzył. Wyciągnął się w krześle, ręce w kieszenie powkładał i przyglądał się towarzystwu. Szczególniéj go draźnił biskup.
— Księże biskupie — zawołał ku odchodzącemu, hę... w elbe-zwelbe partyjkę?
Zwrócił się gniewnie dumny książę.
— A, słowo daję, grywaliśmy z sobą... pamiętasz, po całych nocach... i coś moich dukatów nabrał... co ja twoich, djabeł chyba policzy, obrachowując duchowne fundusze, które w twéj kieszeni utonęły.
Biskup uszedł do drugiego pokoju, a podskarbi za nim jeszcze wołał:
— Biskupie — kochanie — bez gniewu! dalipan, nie masz się z czém dąć... obaśmy równo warci... ani na gram jeden drugiego nie przeważa.
Ale już wszyscy się do drugiego pokoju powynosili, Boskamp tylko został.
Zbliżył się do podskarbiego.
— M. książe, niepotrzebnie tyle żółci wylewasz, do czego się to zdało ludzi sobie narażać.