Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sceny sejmowe.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

W gabinecie Sieversa — w popołudniowéj godzinie nie było nikogo oprócz ambasadora. Ogromne biuro zarzucone papierami pełno kwiatów dokoła, zapuszczone firanki zielone, mrok miły i cisza. Pod domem tylko słychać było kroki przechadzającego się na warcie żołnierza. Na twarzy starego dyplomaty od czasu przybycia jego do Grodna znać było ślady natężenia umysłu, niepokoju i nieustannéj pracy. Zbladł i zestarzał się w téj walce, w ciągłém poskramianiu samego siebie, aby się w roli spokojnego i pewnego utrzymać.... Marszczki wystąpiły na czoło, bladość okryła twarz, oczy połyskiwały wysileniem, to mrużyły się, jakby do snu mimowolnego.
Pisał do córek i zdawał im sprawę z tego ciężkiego zadania, którego się podjął, aby — dogodzić ambicyi, wyjednać coś dla rodziny, zasłynąć na świecie jako prawodawca i dyktować prawa królowi. Próżność głuszyła sumienie. Raz wszedłszy na tę drogę, trzeba było o niém zapomnieć, spełniać rozkazy, choćby wzbudzały obrzydzenie, i walać się w tém błocie. W listach do córek wyborny aktor umiał tyle tylko powiedzieć, ile mu było potrzeba, aby w ich oczach wyrosnąć — lecz, spowiadając się przed sobą, czuł, że brnął głębiéj, niż się z razu spodziewał. Z piórem w ręku siedział nad listem, gdy zapukano. Oficer z przedpokoju oznajmił mu Boskampa.... Sievers kazał go wprowadzić. Factotum ambasadora przychodził z rachunkiem.
Persona gratissima, Boskamp, chociaż trzymany zawsze w progu, choć się do niego mówiło z góry — był ulubieńcem Sieversa.... Nikt lepiéj mu nie służył.
— Cóż mi pan przynosisz? zapytał Sievers.
— Ach! te nieszczęśliwe i nieskończone rachunki, zawołał Boskamp, dobywając plik papierów z bocznéj kieszeni fraka. — Pieniędzy już nie mam, a w. ekscelencya wie, że bez tego u nas nic...
— Jak to, ostatnie pięć tysięcy? spytał Sievers.
— Utonęły w kieszeniach naszych koadjutorów, rzekł Boskamp.
— Spodziewam się, żeś przynajmniéj wstrzymał